środa, 26 czerwca 2013

Co ja tu robię.

Podzielę się z wami tym dlaczego jestem w Izraelu. Dowiecie się też, dlaczego nie idę na filmówkę ale na hebraistykę. Jest to wpis z 7 kwietnia br, troszkę zmodyfikowany na potrzeby tego blaga.:

Właściwie to szykujcie się na "KRÓTKIE lub DŁUGIE (w zależności od miary którą przyłożymy) SPRAWOZDANIE Z OSTATNICH 6 MIESIĘCY"

1. Wesoła ja, żyłam sobie nieświadoma niczego, niezainteresowana Izraelem (pomijając fakt chrześcijańskiej "miłości do ludu wybranego", czyli w praktyce u mnie- nieantysemityzm, jednak czasem się człowiek zaśmieje na te dowcipy... "w końcu to tylko żarty") i generalnie marzyłam o służbie (tu akurat nie ściemniam, kariera mnie nie interesowała, przede wszystkim patrzyłam na to co ja mogę zrobić tam dla Boga. No właśnie... JA dla NIEGO. Teraz wiem, że jak już to ON dla ludzi przeze MNIE.) w światku filmowym (byłam tak zdeterminowana, że naokoło opowiadałam, że jeśli nie będę filmowcem to zostanę misjonarzem. Warto zaznaczyć, że wyjazd na jakąkolwiek misję to była ostatnia opcja w moich planach, zaraz po zamiataczu ulic i bogatym zamążpójściu). Widziałam się tam od 2005. Nakupowałam książek, przemodliłam sporo, i w ogóle zaprzątałam sobie myśli tą opcją. Generalnie to był szczegółowy plan. Raczej mój, ale nie chcę mówić hop, bo nie wiem co Bóg ma dla mnie. Może to tylko taka droga objazdowa...

2. Jak we wcześniejszym akapicie zasugerowałam, doszłam do tego życiowego rozdroża młodości: matury... Jeśli jesteś drogi czytelniku typem wizjonera-marzyciela-idealisty a byłeś w tym miejscu, to wiesz o co chodzi... Tak! Zaczyna się MISJA RACJONALISTÓW. Czyli wszystkie ciocie, wujkowie, koleżanki, i inni  dla których twój PLAN jest tylko płonnym MARZENIEM, czy jak by to ujął Kochanowski MARĄ NIKCZEMNĄ. Te wszystkie "dobre duszyczki" zniechęcają Cię jak mogą, mówiąc wprost, lub na około, że nie dasz rady, że w ogóle nie warto próbować, że z tego pieniędzy nie ma, że mnie przekabacą i pójdę "w świat", itp. , itd. Doświadczyłam tego, oj tak. Im bliżej matury, tym gorzej. W tym wszystkim moim największym szczęściem była moja mama, która nawet jeśli nie wierzyła, że mi się uda, to po prostu pozwalała mi marzyć.(zdobyła tym samym ogromny autorytet, zupełnie nieświadomie, który będzie bardzo istotny w następnym punkcie). Jednak, przez te wszystkie słowa zniechęcenia, ja sama zaczęłam w to wierzyć, że mi się nie uda i że to nie dla mnie. I to był początek zmian.

3. Siedziałam sobie w pokoju mojej siostry,  kiedy weszła mama. "Estera, nie stać nas na twoje pomysły (byłam na etapie prywatnej szkoły charakteryzacji), proszę, idź na studia normalne jakieś", nie pamiętam co wtedy czułam. W każdym razie to jest ten moment, w którym wyszedł mamy autorytet: tylko RAZ w całym moim marzycielskim życiu powiedziała "Estera, to nie ma sensu, nie dasz rady pracować i studiować", i od razu to do mnie doszło. Bo to nie powiedziała jakaś wiecznie pesymistyczna osoba, tylko mama która zawsze we mnie wierzyła. (teraz rozumiem fenomen Maćka nad Maćkami z "Pana Tadeusza") Od razu wzięłam komputer, weszłam na stronę UŁ i obczaiłam kierunki. Z rozszerzonym polskim i rozszerzonym angielskim to jakiegoś mega wyboru nie miałam. Co gorsza, nie miałam żadnych innych świeckich zainteresowań, poza podróżami ale takiego kierunku nie ma ;) Dobra, ale ja tu pitu pitu, a wy czekacie na dalsze wydarzenia. Więc koniec końców wpadłam na genialny pomysł: filologia rosyjska! Każdy normalny człowiek by się ucieszył, powiedział mamie i rodzeństwu, i spokojnie szykował się do matury. Ja jednak musiałam napisać na pewnym popularnym portalu społecznościowym o moim pomyśle. A najlepsze dopiero przed wami, bo dlaczego ja to tam zamieściłam? Żeby LUDZIE, kiedy zobaczą, że nie poszłam do filmówki nie myśleli, że filologia to desperacja, "żeby tylko coś studiować". A więc PYCHA. Na skutki, teraz widzę że negatywne, nie trzeba było długo czekać. Jak już mówiłam, rosyjski to był pomysł, "może", jakieś małe zauroczenie (być może dlatego, że zawsze marzyłam żeby się przejechać koleją transsyberyjską?), ale teraz w opinii publicznej to była moja DECYZJA, tak i amen i kropka. Wszyscy się cieszyli (nie wiedziałam, że ktoś kiedykolwiek będzie optymistyczny jeśli chodzi o moją przyszłość), a ja? Cieszyłam się razem z nimi. Oczywiście, kiedy pierwsze emocje opadły, rosyjski stanął pod znakiem zapytania. Zorientowałam się, że to jest marzenie KOGOŚ INNEGO. Na pewno nie moje.
To jest ten moment: wszyscy już wiedzą gdzie idziesz, cieszą się i w ogóle a ty- zmieniasz zdanie!

4. Jak powiedzieć znajomym?!!! Przecież Estera zawsze wiedziała gdzie iść, jakie są jej marzenia. A teraz, kiedy wszyscy inni się ukierunkowali, dopiero zaczyna szukać kierunku?
Tu należy coś wtrącić. W naszym zborze znalazło się dwóch miłośników Izraela, i postanowili zrobić na ten temat serie wykładów. Jeden z nich jest liderem grupy domowej, na którą chodzę , w związku z czym zaczęłam dostrzegać Izrael, jako rzeczywiście istotny punkt w Bożym planie. (proszę się nie śmiać! Każdemu się czasem powinie noga w czytaniu Biblii ze zrozumieniem :P )
Moja siostra studiuje w Poznaniu. Kiedy skończyły się naciski na kierunek, zaczęły się naciski na miasto (ja chciałam w Łodzi, głównie na moją koleżankę która już tam jest. Pozdrawiam KR :*). W końcu się poddałam, bo Łódź przestała współpracować (mieszkanie które miałyśmy zająć z kumpelą nie wypaliło, cała moja rodzina się stamtąd wyprowadza, a (to argument mojej mamy) K niedługo wyjdzie za mąż, i i tak zostanę sama), i weszłam na stronę UAMu. W głowie jeszcze miałam filologie rosyjską, więc pyk, wydział filo, kierunki, alfabetycznie, a,b,c,d,e,f,g,h.... h? "Mamo, może hebraistyka? xD hue hue". Mama na to: "No, w sumie hebrajski tak samo jak rosyjski znasz, a Izrael cię chociaż interesuje". Ja szok i niedowierzanie. No, ale zaczęłam to rozważać. W czasie modlitwy spojrzałam na półkę z książkami, i ze łzami wzruszenia (?) spostrzegłam, że ugina się od tytułów prosemickich, w Biblii dla dzieci widoczki są z Izraela i generalnie, że moja wiara bez Izraela nie jest pełna. Podjęłam decyzję: hebraistyka.
Przy okazji podjęłam kolejną decyzje: nie napiszę na twarzoksiążce o tym!

5. A więc hebraistyka w Poznaniu. Siostra kipi z radości ;)
Cała moja uwaga zwróciła się na Izrael. Wspomniani przeze mnie miłośnicy Izraela postanowili się do niego wybrać. Na tydzień do polskiego domu modlitwy w Jerozolimie. SUPER! No to ja, nauczona wcześniejszym doświadczeniem, zaczęłam się modlić, ponieważ Pan może wszystko (nawet wysłać mnie do USA, bo nie uściśliłam) na odpowiedź długo nie czekałam. Najpierw jednak przyjrzyjmy się realiom: w terminie w którym jadą będę się zadomawiać w Poznaniu, cały impreza trwa 1 tydzień i kosztuje  ok 5000 zł, a zarobki są jakie są- nie stać nas, żeby mnie wysłać na tydzień do Izraela za tyle hajsu.
W uniesieniu na poły marzeń na poły wiary, weszłam na stronę tego domu modlitwy w Jerozolimie. Zaintrygował mnie punkt "prosimy o modlitwę o dwie osoby które mogłyby służyć w domu modlitwy rok lub dwa w uwielbieniu i modlitwie". W jakimś porywie zuchwalstwa, wiary i determinacji napisałam maila do liderki całej tej służby. Warto wspomnieć, że w swoim życiu wysłałam jeszcze dwa maile o podobnej wadze: do Przedszkola filmowego Andrzeja Wajdy i do szkoły charakteryzacji On Air- oba bez odpowiedzi. Napisałam coś o sobie i z jakiego jestem zboru, gdzie chce iść na studia i że się oferuje na 3 miesiące. Prosiłam o odpowiedz za lub przeciw, żebym wiedziała. Czekałam. Modliłam się. Sprawdzałam pocztę @. I tak w kółko. Przez 5 dni... Dostałam maila z zaproszeniem i koniec końców jadę na dwa miesiące do Izraela. Przewidywany koszt to 4000zł, z tym że na 8 tygodni. WOW! Bóg jest super! I wie lepiej, bo chciałam tydzień, a dał mi osiem!
<edit 26.06.13r.>  Kiedy pisałam tego posta jeszcze nie widziałam jakim wsparciem będzie dla mnie kościół. Zrobili ściepę narodową i zebrali dla mnie prawie 3000zl! A tymczasem dołożyła się jeszcze rodzinka i w sumie mama nie musiałaby niczego dokładać! Jak Bóg coś Ci wkłada w serce, to też zaopatrzy :) <edit>

Patrzę na moją historię, gdzie załatwiłam wszystko- od pierwszego maila, do kupienia biletu do Tel Awiwu, w 10 dni, to widzę jak różną Bóg ma taktykę. I po prostu to jest niesamowite. Kiedy teraz o tym myślę, to zrozumiałam , że długość oczekiwania na wypełnienie się modlitwy daje inny smak jej skutkom. Żeby wyjechać do USA wiernie modliłam sie przez 4 lata. Było niesamowicie, nie mogę się doczekać kiedy rodzinka W przyjedzie do Polski, a Ericsson to najlepszy towarzysz podróży (polecam, nie marudzi, ani się za mocno nie spina, ani nie luzuje, czuje przygodę i odpowiedzialność zarazem. Tylko nie jest pomocna jak nie wiesz co wybrać do jedzenia :P). Wszystko było zaplanowane, wiedziałam do koga jade i z kim, i że będzie super.
Teraz jadę sama, do nieznanego miejsca, gdzie są nieznani mi ludzie (i tu jest plus jeśli ktoś jest chrześcijaninem, wiesz że się dogadasz :D ), nie żeby odpoczywać, ale żeby pracować. I spontanicznie.

<edit> No i już tu jestem, dziewczyny są spoko. Mój plan dnia wygląda tak, że rano o 7 mamy studiowanie słowa i modlitwę, a potem mam dwie godziny z Panem. Na razie się uczę przebywać z Nim i trzymać porządek dnia i w pokoju. ;) Jest to wyjątkowy Boży prezent abym mogła złapać z Nim bliższy kontakt przed studiami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz